Wiek: 29 Dołączyła: 11 Sie 2013 Posty: 1778 Skąd: Polska
Wysłany: 2016-03-30, 23:23
.Shadow., nie wiem. Warto jej pokazywać, że przykro Ci gdy kłamie i że nic tak naprawdę tym nie zyskuje. Kłamanie nie jest niczym dobrym a złe nawyki zależy zmieniać, pracować nad nimi. No i najważniejsze ważne byś poznała jej punkt widzenia. Jak dasz radę, zapytaj może co daje jej kłamanie, wytłumacz, że teraz może inaczej żyć, że już nie ma potrzeby by kłamać.
"Bóg zsyła na każdą górę tyle śniegu, ile ta w stanie jest udźwignąć."
Wiek: 28 Dołączył: 22 Mar 2016 Posty: 6 Skąd: Polska
Wysłany: 2016-03-31, 21:37
Moi rodzice oboje chorobliwie kłamią, ojciec był alkoholikiem i mitomanem, potem w jego ślady poszedł brat. Nie potrafią rozwiązywać problemów poprzez rozmowę, co chwila gubią wątek i zupełnie odchodzą od oryginalnego tematu. Zawsze najważniejsze było zachowywanie pozorów, byle mogli odciąć się od odpowiedzialności i wszelkich podejrzeń pod ich adresem
Mam, chyba, dziwne pytanie do osób, które miały, lub mają problem z DDA.
Może zacznę od cytatu, żeby było mi łatwiej wytłumaczyć o co tak właściwie mi chodzi.
„To staje się przymusem i tak jakbym traciła zdolność przewidywania
przyszłości, tego, jak to naprawdę będzie wyglądało i czy to jest na pewno to, o co mi
chodzi. W danym momencie, kiedy czuję do kogoś coś negatywnego, jakbym
zupełnie nie umiała odczuć, dotknąć, poczuć smaku tego, co w tym jest pozytywne,
mimo że wiem, że takie elementy też tam są. Nie czuję ich, więc są one dla mnie
jakoś bez znaczenia”. „Wystarczy zrobić pierwszy krok. To jest jak schodzenie ze stromej
góry. Robisz pierwszy krok i nagle toczysz się w dół”. Janet G.Woititz - Dorosłe dzieci alkoholików
Cały problem polega właśnie na tym, że jeśli kogoś nawet uwielbiam, to w momencie, kiedy pojawia się jakiś zgrzyt, czy coś podobnego, to odczuwam właśnie tylko niechęć, lub inne negatywne emocje. I dziwną "siłę", która pcha mnie do tego, żebym po prostu wyrzucił z siebie te wszystkie złe słowa. Coś na zasadzie wpadania w korytarz, gdzie poruszasz się tylko do przodu, pomimo tego, że przecież po bokach są drzwi i inne wyjścia. Ale właśnie ta "siła" nie pozwala na wybranie innej możliwości, poza tym, co właśnie odczuwam. Pytanie mam dość proste - jak sobie z tym radzicie? I czy w ogóle sobie z tym radzicie?
To okrutnie uciążliwe. Bo nie dość, że tracę energię na wyrzucenie tego z siebie, to później dodatkowo mam cholernie duże poczucie winy, więc próbuję zrobić coś dobrego. Co też nie zawsze wychodzi. Niestety na razie nie mam możliwości kontaktu z psycholog, bo jest na urlopie,a ostatnio czuję, że te "ciągi" się nasilają w jakiś sposób. I przynajmniej tymczasowo chciałbym mieć jakieś rozwiązanie pod ręką. Tak na wszelki wypadek.
Ja również. Jestem na etapie wyrażania złości (zacząłem od "nic nie czuje"/"nwm co czuje") - głównie na rodziców. Długo tłumiłem złość i dużo nagromadziłem Grzebię w przeszłości/nieświadomości i staram się rozumieć mechanizmy i jak to sie stało, że jestem jaki jestem.
Tak to zabrzmiało, jakby to była tylko i wyłącznie Twoja wina. Obwiniasz się za to, że rodzice nie przekazali Ci wzorców zachowań, nie nauczyli wielu pozostałych rzeczy?
Tak to zabrzmiało, jakby to była tylko i wyłącznie Twoja wina. Obwiniasz się za to, że rodzice nie przekazali Ci wzorców zachowań, nie nauczyli wielu pozostałych rzeczy?
Hmm, zupełnie nie to miałem na myśli. Ciekawe dlaczego tak zrozumiałeś
Wręcz przeciwnie. Ich obwiniam, ale lubię analizować i rozumieć, więc układam to sobie w głowie - dlaczego tak się stało, rozumiejąc coraz więcej. Choćby to, że to koniec końców nie całkiem ich wina, to przechodziło z pokolenia na pokolenie... Ale i tak się wku*wiam na nich. Oby to było katharsis.
SoGay, bo zazwyczaj DDA obwiniają siebie za rzeczy, które dzieją się dookoła nich. Takie dziwne przejmowanie odpowiedzialności za błędy innych ludzi. Szczególnie tych bliskich. Działasz impulsywnie, nie dajesz sobie czasu na wrzucenie czegoś racjonalnego w to miejsce i bum! Jesteś w czarnej dupie i szlajasz się po dnie. A później wyłażenie z tego zajmuje wieki, bo nie masz innego schematu.
Hades, DDA to szeroki termin, nie uogólniałbym. Ja np. wykształciłem silny mechanizm intelektualizacji broniący przed emocjami. Więc byłem racjonalny ponad miarę. Ale masz rację, jeśli dobrze Cię rozumiem - stłumione/wyparte emocje napierają zawsze w jakiś sposób z wewnątrz. Ja się jednak nie obwiniam. Ale jeśli Ty tak akurat masz to jest materiał do pracy, ale grunt, że jest świadomość problemu
Działasz impulsywnie, nie dajesz sobie czasu na wrzucenie czegoś racjonalnego w to miejsce i bum! Jesteś w czarnej dupie i szlajasz się po dnie. A później wyłażenie z tego zajmuje wieki, bo nie masz innego schematu.
Schemat to jedyna znajoma i bezpieczna rzecz, dzięki której w miarę się funkcjonuje w relacjach. Gdyby nie on i mechanizm obronny, DDA rozpadłby się na kawałeczki i skończył w psychiatryku jako roślinka. Tyle negatywnych przekazów usłyszanych za dzieciaka, okazanej obojętności i sprzecznych informacji, że żadne normalne, małe i bezbronne dziecko nie daje rady.
DDA to bagno bez dna. I gdy myślę sobie ile przede mną pracy, by zacząć żyć inaczej, łatwiej, pozytywniej, płakać mi się chce. Ale wiem, że te schematy były kiedyś jedynym wyjściem, by żyć jakkolwiek, by w ogóle móc oddychać.